Dziś powracamy do intensywnego wypoczynku, czyli rowery. Wybraliśmy się na wycieczkę dookoła jeziora Mokrego. Trasę miałem już wcześniej zaplanowaną, ale w wersji z podwozem rowerów bliżej docelowej trasy. Gospodarz jednak wskazał na skrót, którym przez Kolonię Piecki można szybko dojechać do Czerzpięt, gdzie wpadamy na Szlak Rowerowy Krutyni i możemy już posuwać się wybraną trasą. Zmierzyłem tasę kółkomierzem na mapie i wyszło mi około 29km, więc nie jest źle. Wiadomo sposób ten nie jest dokładny, więc dokładam jeszcze ze dwa kilometry. Damy radę, chociaż przewiduję marudzenie co-po-niektórych.
Wyjażdżamy 8:30, bo ma być w ciągu dnia dosyć ciepło. Większość trasy biegnie lasem, więc o upał nie musimy się martwić. Około 10tej jesteśmy już w miejscowości Zgon. To ważny punkt na szlaku wodnym rzeki Krutynia. Zajeżdżamy do stanicy wodnej PTK, licząc na atrakcyjne ceny smacznego domowego jedzenia (wzorem poprzednio odwiedzonej stanicy w Bieńkach). Ale w tym aspekcie stanica, a właściwie jest restauracja "Kurka Wodna" nas zawodzi. Ceny jak dla niemieckich turystów. Dlaczego niemieckich? Ano, napisy "Zimmer frei" są tu częste, więc... wiadomo. Pijemy kawusię, dziewczyny dostają na spółkę jedno ciastko z gałką loda i jedziemy dalej.
Zjeżdżamy z trasy rowerowej i jedziemy żółtym szlakiem pieszym pomiędzy kilkoma małymi, leśnymi jeziorkami o wspólnej nazwie jeziora Kruczki. Trasa faktycznie bardziej przyjazna piechurom niż rowerzystom: korzenie zmuszają do uwagi, czasem do zejścia z roweru, ale szlak faktycznie piękny. Ale nie trwa to długo, dojeżdżamy na powrót na szlak rowerowy, który biegnie klasyczną, mazurską szutrówką. Z tym że jak się okazuje Mazury wbrew obiegowej opinii górali, nie są płaskie. Co rusz musimy podjeżdżać i to czasami po piachu, co wyciska z nas drugie poty. Na szczęście takie podjazdy nie są ani zbyt długie, ani strome (oprócz krótkich podjazdów zdarzają się także długie i prawie niwidoczne "gołym okiem", dopiero po oporze na pedałach można je rozpoznać). Mijamy dwa pomniki przyrody: "Króleską sosnę i "Dąb nad Mukrem". Nie mitrężymy jednak czasu, bo las jest liściasty, wilgotny i zachaszczony, a to oznacza jedno...KOMARY!!! Chociaż generalnie ten rok nie jest rokiem komara, to akurat tu jest ich o kilkadziesiąt za dużo. Mkniemy dalej i szybko wyjeżdżamy z komarowej krainy i wjeżdżamy na teren boru sosnowego. Las jest suchy i przejrzysty, droga biegnie kilka metrów od linii brzegowej jeziora.
Dojeżdzamy do miejscowości Krutyń, skąd kilka dni temu rozpoczynaliśmy nasz spływ Krutynią. Znowu atakujemy stanicę wodną PTTK i jej restaurację "Karczma Krutynia" licząc (po cichu), że stanica ta nawiąże do tradycji stanicy w Bieńkach, odrzucając nawyki stanicy ze Zgonu. Nic z tego jednak, ceny jak za przysłowiowe "zboże". Zjadamy po zupie i jedziemy dalej.
Już bez zbytnich przygód, atrakcji i zatrzymywań, przy wtórze marudzenia tych-co-zwykle docieramy na naszą agrokwaterę. Licznik pokazuje...>38km!!! Czyli marudzenie ma jednak swoje wymierne podstawy. Muszę tą różnice dokłądniej zgłębić. Co się okazało? Mapa wg której planowałem trasę nie ma jak zwykle skali 1:50000, tylko 1:600000 i to ta różnica robi te brakujące kilometry.
A teraz kilka fotek zrobionych Eli telefonem
 |
typowa, mazurska szutrówka |
 |
kawa i lemoniada "Made in Zgon" w restauracji "Kurka Wodna" |
 |
jedno z leśnych jezior Kruczki |
 |
320 letnia sosna, niestety uschnięta już od 1973 |
 |
420 letni dąb "Dąb nad Mukrem" |
 |
jezioro Mokre |
 |
pomnik przyrody "Zakochana para" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz