.

poniedziałek, 31 lipca 2017

już w domu

Wczoraj dziewczyny wróciły do domu.

Rozpoczynamy rodzinną dyskusję na temat przyszłorocznych wakacji.

Na razie konstruktywnych  propozycji brak

wtorek, 11 lipca 2017

Ostatnie trzy dni

Ostatnie dni nie obfitowały w jakieś spektakularne i na tyle ciekawe wydarzenia, żeby o nich na bieżąco pisać. W niedzielę wybraliśmy się na rowerową wycieczkę po puszczy. Wykręciliśmy ponad 30 km. Monotonię wycieczki przerwała na Straż Graniczna, która nadjechawszy quadem na drodze leśnej zrównała się ze mną (jechałem w środku: Zosia przede mną, Ela za mną) i nakazała się zatrzymać. Oczywiście ja jako przykładny obywatel natychmiast wykonałem. Ela niestety zagapiła się na pogranicznika i wparowała mi w tył roweru. Zaglebiła mocno i o mało co nie rozwaliła kaskiem błotnika państwowego quada. Strażnik trochę się przestraszył,bo jakby nie patrzeć było w tym upadku trochę jego winy (powinien nas wyprzedzić i dać ze stosownej odległości znak do zatrzymania się). Ela się poturbowała i już chciał wzywać karetkę (przyjazd na trwałby pewnie z godzinę, biorąc pod uwagę że byliśmy w lesie kilometr w linii prostej od białoruskiej granicy), ale Ela dzielnie dała odpór tej propozycji. (W razie czego mam zawsze ze sobą podstawowe środki opatrunkowe). Ponieważ nie mieliśmy ze sobą dokumentów, spisali nas. Rutynowe działanie. Ostrzegli żeby nie wchodzić na PGD, bo za to grozi mandat 500zł od łebka- nawet od Klary, gdybym wjechał z nią w foteliku. W ramach zadośćuczynienia i rekompensaty przewiózł Zosię na quadzie. Zośka była wniebowzięta (co nie przeszkodziło jej później strzelić takiego "focha", że zapowiedziałem w ostrych słowach, że za rok z nią nigdzie na wakacje nie jadę).


"babskie" selfie w drodze do kapliczki św Eustachego

na państwowym quadzie 


a to na leśnej drodze na pieszym szlaku w rezerwacie. Zarośnięta droga, pokrzywy i komary to przyczynek do Zośki focha 

ale na Klarze nie robiło to większego wrażenia. O fochu nie było mowy 

Foch w czystej formie 

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Wczoraj natomiast wykorzystaliśmy pogodę (upalną i bez burz) i pojechaliśmy na plażę nad jezioro Siemianówka. Wytrzymaliśmy tam dwie godziny i to w cieniu. Klara zresztą była śpiąca i tak trzeba było się zwijać. Zośka wykorzystała ten czas i dwie godziny bawiła się w wodzie. Oczywiście tylko dzieci się kąpały, dla dorosłych woda stanowczo była za zimna.






xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Dzisiaj natomiast wybraliśmy się na przejażdżkę leśną kolejką wąskotorową z Hajnówki do wioski Topiło. To już nasza trzecia kolejka wąskotorowa, którą zaliczyliśmy. Ale ta białowieska jest najmniej atrakcyjna. Las to chaszcze, żadnych pośrednich przystanków, żadnych informacji zarówno o historii kolejki białowieskiej, jak i o mijanej okolicy. Wszystko to natomiast ma w swojej ofercie Wigierska Kolej Wąskotorowa kursująca w Wigierskim Parku Narodowym z Rudki-Tartak. Najlepsza jednak jest oferta Jędrzejowskiej Kolei Dojazdowej z Jędrzejowa do Pińczowa doliną Nidy. Rewelacyjne krajobrazy z dominującym motywem rozlewiska rzeki Nidy.
























Wieczorem natomiast musiałem jechać do internisty do Białegostoku na konsultację po ugryzieniu w maju mnie przez kleszcza. Konsultacja wypadła pozytywnie, ale dla kleszcza. Przez dwa tygodnie muszę zażywać Docycline, a potem się zobaczy co dalej


środa, 5 lipca 2017

Pogoda rozdaje karty

Wczoraj z racji zapowiadanych opadów deszczu dzień zaplanowaliśmy bardziej "pod dachem". Na początek zrobiliśmy w Starej Białowieży trasę spacerową "Dęby Królewskie".  Obejrzeliśmy tam kilkusetletnie dęby nazwane na cześć naszych władców. Deszcz nadszedł wcześniej, niż był prognozowany

Dąb Stefan Batory

Następnie przejechaliśmy do rezerwatu pokazowego żubrów. To takie lokalne zoo. Oprócz króla puszczy można tam zobaczyć: żubronie, łosie, jelenie i sarny, wilki, rysia, dziki. Deszcz okresowo pokrapywał.


Po żubrach podjechaliśmy do Białowieży. Tam zwiedziliśmy multimedialne muzeum przyrodnicze.


Ponieważ było już późno, zwiedzanie Białowieży zrobiliśmy w ekspresowym tempie. Cerkiew w remoncie, Ale i bez tego byłaby na pewno zamknięta



xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Dziś prognozy również były słabe. Podjechaliśmy więc do wsi Odrynki. Tam kilka lat temu powstał skit (rodzaj pustelni prawosławnej) p.w. świętych Antoniego i Teodozjusza Pieczerskich.  To jedyny skit w Polsce. Kompleks mieści się na wyspie pośród rozlewisku rzeki Narwi. Składa się z kilku budynków: cerkiew główna i cerkiew jadalna, ołtarz polowy, domek ojca Gabriela, dom gościnny znamienitych gości. Całość jest pięknie utrzymana, w czym ojcu pomagają ludzie dobrej woli. Nie brakuje jednak tych drugich i co raz dochodzi tam do niebezpiecznych sytuacji.  TU można poczytać więcej o historii miejsca. My mieliśmy to szczęście, że dziś, jak co środę ojciec Gabriel przyjmował penitentów. Ojciec jest znanym na świecie zielarzem. Ponoć także za jego wstawiennictwem dzieją się cuda. To wszakże jest przecież możliwe. Ojciec Gabriel osobiście nas powitał w skicie i zaprosił do spędzenia tam czasu. Wysłuchaliśmy opowiadania sędziwego pana Włodzimierza, który barwnie opowiedział historię tego miejsca. Po wizycie w skicie pojechaliśmy do aqua parku w Hajnówce. Deszcz padał i padał.












niedziela, 2 lipca 2017

W Puszczy Białowieskiej

Wczoraj dotarliśmy do Zabłotczyzny. Do gospodarstwa agro państwa Wiezchowskich.


Tu relacja z pierwszego dnia: http://mirosado.blogspot.com/2017/07/cerkwie.html


Tu relacja z wycieczki rowerowej po Puszczyhttps://mirosado.blogspot.com/2017/07/puszcza-biaowieska.html