.

sobota, 10 lipca 2021

Mazury dzień 13.

 Na ten dzień nie mieliśmy pomysłu. Miał być upalny- wg prognoz, oraz po południu jak zwykle zapowiadali burze. Padł pomysł żeby jechać do Ełku i przejechać się kolejką wąskotorową. Prawie zawsze jakąś kolejką jeździmy będąc na wakacjach. Jechaliśmy już więc na Wigrach, w Białowieży, z Jędrzejowa do Buska Zdrój. I pewnie pojechalibyśmy Ełcką Koleją Wąskotorową, gdyby nie fakt że przerwa na stacji końcowej zaplanowana jest na 1,5 godziny, a prawdę mówiąc nie ma tam niczego ciekawego do roboty.


Pozostała nam więc plaża. Dzieci zadowolone będą a my znowu nie wypoczniemy. Najpierw poszliśmy na dziką plażę położoną niedaleko naszego domku. Ale Zośka- główna pływaczka w naszej rodzinie nie była zadowolona. Pełno roślin i jakichś kamieni na dnie. Spakowaliśmy więc koc, ręczniki i namiot plażowy i poszliśmy na plażę miejską. No, tam już była "kulturka". Czyściutki piaseczek, ratownicy i pełno opalających się lasek. Zośka wypływała sie za wszystkie czasy, Klara pogrzebała w przybrzeżnym piasku, a my znowu jak zwykle. W sumie wg wskazań Eli telefonu zrobiliśmy na piechotę około sześciu kilometrów.

Na obiad były pierogi z Biedronki, a po obiedzie pojechaliśmy rowerami kupić ryby do domu i na kawę do cukierni "U Adama". W drodze powrotnej zepsuł mi się rower i musiałęm zachaczyć o serwis, który od ręki mi naprawił usterkę (jedna z rolek prowadzących w tylnej przerzutce).

Wieczorem EUREKA!!, zostawiamy dziewczyny same i jedziemy- już autem- do "Chmury" na miejscowe piwo warzone na miejscu. Mają cztery rodzaje i podają je na desce degustacyjnej po 200 ml każdego rodzaju. Najlepiej smakuje mi klasyczny lager, domawiam więc kolejną- już zwykłą czyli 400ml porcję. Podsumowujemy wyjazd i ustalamy strategię na następny za rok. Jutro wracamy do domu i może w końcu jakoś odpoczniemy.





czwartek, 8 lipca 2021

Mazury dzień 12.

 Rano przed szóstą przejażdżka rowerem. Za dużo możliwości takich wyjazdów to tu nie ma, bo Niegocin ogranicza teren od południa.

Dziś wizyta na Wieży Ciśnień, oraz w parku linowym.

Dawna wieża ciśnień została ładnie odrestaurowana i zagospodarowana. Klara jednak bała się wejść i musiałem ją wnieść. Na górze jest kawiarnia z widokiem na Giżycko i jezioro Niegocin.





Podjechaliśmy do parku linowego, dla Zofii. Ale była duża kolejka na wybraną trasę (kolonia) i pani w kasie doradziła przyjść za godzinkę. Pojechaliśmy więc na polowanie na giżyckie kesze. Giżycko nie jest bogate w kesze. Jest ich cztery, w tym jeden trudno dostępny, więc go sobie odpuszczamy


Jeszcze jakiś napitek i wracamy do parku linowego. Zośka startuje na trasę średnią, a Klarce spodobała się trasa dla Malucha. Wykupuję jej bilet, ubieramy kask i... Klara ze strachu nie idzie nawet przy pomocy Eli. Pani oczywiście pieniędzy nie zwraca. Zośka przechodzi trasę (trudna) i jest zadowolona.

Wracamy, zaczyna padać i znowu z wieczornego piwa nici.

środa, 7 lipca 2021

Mazury dzień 11.

 Raniutko wybraliśmy się z Elą na poranny rowerek, zostawiając dzieci śpiące w domku.


W pobliskim Pierkunowie nad jeziorem Kisajno jest gminna plaża. Trawka, piasek przy brzegu, cień, płytka woda. Dziś więc było kąpanie i plażowanie. Wytrzymaliśmy całe dwie godziny i to tylko dlatego, że leżeliśmy w cieniu. Najważniejsze że dzieci się wypluskały. Ja zamoczyłem tyłek i przepłynąłem całe dziesięć metrów, Ela nawet się nie przebierała w strój- ma zresztą na plecach pamiątkę z poprzedniego plażowania, więć dziś nie ryzykowała. Zdecydowanie ta forma spędzania wolnego czasu nam "nie leży"


W drodze powrotnej zajechaliśmy do baru przy targowisku na domowy obiad. Klarce się przysnęło i trochę marudziła. W domu usnęła na dobre, a gdy się obudziłą dwie godziny później termometr pokazywał na czole >38 stopni. Czy to była gorączka, czy odpowiedź organizmu na przegrzanie, nie wiemy, ale po podaniu syropku, temperatura spadła.


Wybierałem się na jakieś lokalne, rzemieślnicze piwo, ale ostatecznie samemu to mi się nie chciało.


wtorek, 6 lipca 2021

Mazury dzień 10.

 Dziś rodzinna wycieczka rowerowa. gospodarz w Pieckach polecał okolice Kruklanek, więc wyszukaliśmy Trasę dookoła jeziora Gołdopiwo, a żeby nie było za mało kilomerów dodaliśmy jeszcze pętlę wokół jeziora Krzywa Kuta. Z Krzywą Kutą mam wspomnienia, gdyż "za młodu" razem z chłopakami z podwórka byliśmy w pamiętnej wyprawie z namiotami. Mam mgliste wspomnienia z tego wyjazdu i do końca nie wiem czy są one z tego, czy z jakiegoś innego z tym samym towarzystwem. Byliśmy wówczas w miejscowości Jakunówko. Zamierzałem zajechać na to pole biwakowe, ale... już go tam nie ma. Z Jakunówka nie pamiętam KOMPLETNIE NIC! Z Monkiń na Suwalszczyźnie pamiętam sklep ówczesnego GS, gdzie kupowaliśmy chleb i lurowate piwo, a z Jakunówka nie pamiętam ani szczegółu. Spróbuję odświerzyć pamięć jak wrócę do domu zdjęciami. P.S. sprawdziłem i... nie mam zdjęć, pewnie to stąd tak mgliste wspomnienia


Do Kruklanek dojeżdżamy z rowerami na dachu i zaczynamy pętlę od... zgubienia szlaku rowerowego. Nic to, mapa w telefonie pomaga na złapanie go "po drodze"bez konieczności zawracania . Droga biegnie wzdłuż zachodniego brzegu jeziora Gołdopiwo (chyba czas na jakieś piwo po południu w Giżycku). Ładny brzeg z przejrzystym lasem, od czasu do czasu pola namiotowe czy kampingi. Ale od turystów się nie roi, właściwie nie widać żadnych wczasowiczów.


Dojeżdżamy do wsi Przerwanki. Tutaj na rzece Sapina jest śluza dla kajakarzy. Podjeżdżamy pod ten hydrotechniczny obiekt. Jest to najmniejsza i najmłodsza z czynnych mazurkich śluz. Została wybudowania przy okazji niedokończonej budowy Kanału Mazurskiego, jako element regulacji poziomu wody aby utrzymywać odpowiedni poziom wody w kanale. Na Sapinie obowiązuje zakaz używania silników, więc żadne większe łodzie się tu nie pojawiają. Tylko kajakarze spływający szlakiem Sapiny. Akurat od drugiej strony przyjachał pan śluzowy. Obiekt ogrodzony, więc nie podejdziemy zbyt blisko. Zagajam śluzowego, jak odkrywam przed nim, że też pracuję w Wodach Polskich zaczyna się miła rozmowa. Niedaleko śluzy są gościnne domki dla pracowników, wynajmowane analogicznie jak nasze mieszkanie w Giżycku. Różnią się tym, że do najbliższego sklepu jest ze dwa kilometry. Pytam też o rzekę. Jest łatwa i w ubiegłym roku była licznie odwiedzana, w tym jakby sezon dla niej jeszcze się nie zaczął. Odcinki rzeczne na tym szlaku nie są długie, szlak wiedzie głównie rynnowymi jeziorami (jez. Kruklin, Gołdopiwo, Wilkus, Stręgiel, Święcajny, Mamry). TU opis szlaku

Wracamy kilkaset metrów i wjeżdżamy na szlak pieszy. To widać po jakości drogi, ale dajemy radę. Dojeżdżamy do wsi Wilkus. Zagubiona wioska, może ew trzy chaty w lesie nad jeziorem Wilkus, droga łącząca ją ze światem do mazurska szutrówka, nawet nie ma do niej drogowskazu.


Dojeżdżamy do miejscowości Kuty, tam robimy sobie postój przy sklepie, zwiedzamy zabytkowy XVI kościół i jedziemy do Jakunówka. Nie szukam zbyt intensywnie pola namiotowego sprzed 30 lat i jedzimy dalej prawie beż zatrzymywania do Kruklanek, gdzie obiadem kończymy wycieczkę.






poniedziałek, 5 lipca 2021

Mazury dzień 9.

 Prognozy nie były zbyt optymistyczne. Nie planowaliśmy więc żadnych większych atrakcji. Postanowiliśmy zwiedzić główną atrakcję Giżycka, czyli Twierdzę Boyen, a także pozostałe ciekawostki. 

No więc przede wszystkim most obrotowy nad kanałem Łuczyńskim. Podobno jeden z dwóch takich w Europie.

Kanał ten łączy jeziora Kisajno i Niegocin. Most ma swój rokład "jazdy" w ciągu dnia, raz jest otwarty dla samochodów, a raz dla jednostek pływających. Nagrałem film z otwierania tego mostu. Jak mi się uda to zamieszczę.


Gdy byliśmy wewnątrz Twierdzy, zadzwoniła do nas Basia, córka kuzynki Kaśki z Wrocławia. Zadzwoniła z propozycją spotkania, gdyż akurat przebywała nie daleko na obozie żeglarskim (jako instruktorka) i miała być w Giżycku na zakupach, więc spotkaliśmy się w restauracji "Chmury" tuż nad samym nabrzeżu portowym u wejścia do kanału.


Jak już pożegnaliśmy się z Basią, podjechaliśmy na miejsce śmierci Św. Brunona z Kwerfurtu uwieńcznione pamiątkowym krzyżem. Potem jeszcze kawałek w okolice Pięknej Góry, skąd miał się rozciągać ładny widok, ale raczej był taki sobie.


Z niezaliczonych atrakcji Giżycka pozostało nam jeszcze do zaliczenia zabytkowa wieża ciśnień, która obecnie po odrestaurowaniu stanowi wieżę widokową z kawiarnią na szczycie

kanał Łuczyński


czterogwiazdkowy hotel z zamku krzyżackiego zbudowany

wozownia- jedyny odnowiony obiekt wewnątrz Twierdzy

Mazury dzień 8.

 Niedziela. Kościół pw. Świętego Kazimierza otworzył dla nas swe podwoje. Spacer do i z kościoła z zaczepieniem o cukiernię "U Adama" to ponad dwa kilometry. To pierwszy etap wędrówek po Giżycku. 


Drugi nastąpił niec później, a celem było giżyckie molo i marina. Okazało się, że odbywał się tam jakiś zlot tuningowanych samochodów. Ryk spalin z rur wydechowych i dudnienie CarAudio powodowaly u Klary małą panikę. Trochę pokropiło. Ludzi tłumy! 

tuningowane Ceicento

jachty na wynajem

port jachtowy Giżycko


na molo

przymierzanie pamiątki z Mazur

Klara wpada w "dziki szał" przy takim stoisku




niedziela, 4 lipca 2021

Mazury dzień 7.

 Dziś ostatni dzień pobytu w Pieckach. Rano przed szóstą wybrałem się na ostatni rower w okolicy Mrągowa. Padło 27 km.

Po śniadaniu pakowanie i około dziesiątej w drogę, do Giżycka. Po godzinie z okładem jesteśmy na miejscu. Odbieram klucze na bazie miejscowego RZGW przy ulicy Jeziornej i jedziemy do centrum do informacji turystycznej po mapy i ulotki. Zaciągamy języka gdzie warto zjeść i od razu idziemy na zupę. 


Podjeżdżamy na mieszkanie. Kamienica dwupiętrowa, sześć mieszkań, w tym jedno nasze. Ulica Słowiańska 17/1, dwa pokoje z kuchnią, łazienka, podstawowe wyposażenie, niedaleko centrum, ale w dzielnicy niskiej zabudowy jednorodzinnej, generalnie jesteśmy pozytywnie zaskoczeni.


Po rozpakowaniu izemy na zakupy do LIDLa, a potem idę z dziewczynkami na spacer na dworzec kolejowy pokazać im pociągi bez trakcji, ale akurat żaden nie jechał


I to byłoby na dziś na tyle.

piątek, 2 lipca 2021

Mazury dzień 6.

 Front deszczowy nadszedł od wschodu już wczoraj wieczorem. W nocy lało solidnie, wię siłą rzeczy zmuszeni zostaliśmy do wycieczki samochodowej. Rano, czyli o 5:30 deszcze zelżał, więc osiodłałem swojego rumaka i zrobiłem 25 kilometrów, kończąc już w deszczyku. Ale fajnie było popędzić raniutko leśnymi drogami.


Po śniadaniu pojechaliśmy do Mikołajek, a nawet nieco dalej do wioski Łuknajno, która leży nad Śniardwami. A Śniardw nikt z nas jeszcze nie widział, więc wybraliśmy się ochoczo. Zaraz za Mikołajkami niespodziewanie skończył się asfalt i wpadliśmy w dziury i w kałuże. Łuknajno to wieś w przesmyku pomiędzy Śniardwami a jeziorem Łuknajno, które jest rezerwatem łabędzia niemego. Na Łuknajno patrzą dwie wieże widokowe i na jedną z nich właśnie żeśmy się wybrali. Na Śniardwy patrzy jedna wieża, ale jest własnością prywatną "Folwarku Łuknajno", które jest restauracją i hotelem wykorzystującym stare folwarczne zabudowania. Bilet wstępu na tą wieże dla naszej czwórki kosztował 12 zł.


Z racji niepogody widoki były takie raczej słabe. Po tych doznaniach metafizycznych pojechaliśmy do portu w Mikołajkach na lody. I wróciliśmy z powrotem nieco inną drogą do naszego agro. Obie drogi z Piecek do Mikolajek wiodą lasami, które są ładne, aczkolwiek mało krajoznawcze.


jezioro Łuknajno

Śniardwy

Zosia i Śniardwy

marina w Mikołajkach

a teraz i poniżej ta przyjemniejsza część wycieczki





Mazury dzień 5.

 Dziś powracamy do intensywnego wypoczynku, czyli rowery. Wybraliśmy się na wycieczkę dookoła jeziora Mokrego. Trasę miałem już wcześniej zaplanowaną, ale w wersji z podwozem rowerów bliżej docelowej trasy. Gospodarz jednak wskazał na skrót, którym przez Kolonię Piecki można szybko dojechać do Czerzpięt, gdzie wpadamy na Szlak Rowerowy Krutyni i możemy już posuwać się wybraną trasą. Zmierzyłem tasę kółkomierzem na mapie i wyszło mi około 29km, więc nie jest źle. Wiadomo sposób ten nie jest dokładny, więc dokładam jeszcze ze dwa kilometry. Damy radę, chociaż przewiduję marudzenie co-po-niektórych.

Wyjażdżamy 8:30, bo ma być w ciągu dnia dosyć ciepło. Większość trasy biegnie lasem, więc o upał nie musimy się martwić. Około 10tej jesteśmy już w miejscowości Zgon. To ważny punkt na szlaku wodnym rzeki Krutynia. Zajeżdżamy do stanicy wodnej PTK, licząc na atrakcyjne ceny smacznego domowego jedzenia (wzorem poprzednio odwiedzonej stanicy w Bieńkach). Ale w tym aspekcie stanica, a właściwie jest restauracja "Kurka Wodna" nas zawodzi. Ceny jak dla niemieckich turystów. Dlaczego niemieckich? Ano, napisy "Zimmer frei" są tu częste, więc... wiadomo.  Pijemy kawusię, dziewczyny dostają na spółkę jedno ciastko z gałką loda i jedziemy dalej. 

Zjeżdżamy z trasy rowerowej i jedziemy żółtym szlakiem pieszym pomiędzy kilkoma małymi, leśnymi jeziorkami o wspólnej nazwie jeziora Kruczki. Trasa faktycznie bardziej przyjazna piechurom niż rowerzystom: korzenie zmuszają do uwagi, czasem do zejścia z roweru, ale szlak faktycznie piękny. Ale nie trwa to długo, dojeżdżamy na powrót na szlak rowerowy, który biegnie klasyczną, mazurską szutrówką. Z tym że jak się okazuje Mazury wbrew obiegowej opinii górali, nie są płaskie. Co rusz musimy podjeżdżać i to czasami po piachu, co wyciska z nas drugie poty. Na szczęście takie podjazdy nie są ani zbyt długie, ani strome (oprócz krótkich podjazdów zdarzają się także długie i prawie niwidoczne "gołym okiem", dopiero po oporze na pedałach można je rozpoznać). Mijamy dwa pomniki przyrody: "Króleską sosnę i "Dąb nad Mukrem". Nie mitrężymy jednak czasu, bo las jest liściasty, wilgotny i zachaszczony, a to oznacza jedno...KOMARY!!! Chociaż generalnie ten rok nie jest rokiem komara, to akurat tu jest ich o kilkadziesiąt za dużo. Mkniemy dalej i szybko wyjeżdżamy z komarowej krainy i wjeżdżamy na teren boru sosnowego. Las jest suchy i przejrzysty, droga biegnie kilka metrów od linii brzegowej jeziora.


Dojeżdzamy do miejscowości Krutyń, skąd kilka dni temu rozpoczynaliśmy nasz spływ Krutynią. Znowu atakujemy stanicę wodną PTTK i jej restaurację "Karczma Krutynia" licząc (po cichu), że stanica ta nawiąże do tradycji stanicy w Bieńkach, odrzucając nawyki stanicy ze Zgonu. Nic z tego jednak, ceny jak za przysłowiowe "zboże". Zjadamy po zupie i jedziemy dalej. 


Już bez zbytnich przygód, atrakcji i zatrzymywań, przy wtórze marudzenia tych-co-zwykle docieramy na naszą agrokwaterę. Licznik pokazuje...>38km!!! Czyli marudzenie ma jednak swoje wymierne podstawy. Muszę tą różnice dokłądniej zgłębić. Co się okazało? Mapa wg której planowałem trasę nie ma jak zwykle skali 1:50000, tylko 1:600000 i to ta różnica robi te brakujące kilometry.


A teraz kilka fotek zrobionych Eli telefonem

typowa, mazurska szutrówka

kawa i lemoniada "Made in Zgon" w restauracji "Kurka Wodna"

jedno z leśnych jezior Kruczki


320 letnia sosna, niestety uschnięta już od 1973

420 letni dąb "Dąb nad Mukrem"

jezioro Mokre

pomnik przyrody "Zakochana para"


czwartek, 1 lipca 2021

Mazury dzień 4.

 Po dniach wypoczynku aktywnego przyszedł czas na wypoczynek pasywny, czyli plażowanie. Nie skorzystaliśmy z mini-plaży oferowanej dla wczasowiczów przez naszych gospodarzy, zresztą ostrzegli nas przed kąpaniem w swoim jeziorku z uwagi na zaglonienie. Jeziorko jest płytkie, więc to możliwe. Aczkolwiek starszy gospodarz w romowie ze mną nie potwierdził mi tej informacji. Jednakże zaproponowali wyjazd na odległą o 4 km plażę miejską. I faktycznie bardzo przyjemne miejsce. Zagospodarowane, szerokie z zapleczem toi-toi. Wykąpaliśmy się, a także co-poniektózy opalili śie na plecach więcej niżby chcieli i trzeba było posmarować Alantanem przeciw oparzeniom słonecznym.


Po obiedzie (resztki z dwóch wcześniejszych dni) przyszła burza i trwałą do wieczora. Nawet sądziłem że nie będzie wieczornego grila, ale Krzysiek rozpalił, z tym że zanim się zoreintowałem, ze to zrobił (bo usłyszałęm głosy dochodzące spod wiaty), bylo już po 21, więc daliśmy sobie tym razem odpocząć od wieczornych kiełbasek.