.

piątek, 27 grudnia 2024

Już po Świętach, ale jeszcze przed Sylwestrem

 Ponieważ niektórzy z naszych Obserwujących są zaniepokojeni tym, że niczego nie pisze, postanowiłem zaspokoić ich ciekawość- chociaż nic spektakularnego się nie wydarzyło na miarę tego, żeby o tym wspominać.


Ale pokrótce:
 
Przed Świętami wybraliśmy się do lasu po choinkę:







W piątek 20 grudnia Klara zagrała w szkolnych jasełkach jako Maryja. Chociaż już we czwartek na wieczór miała katarek i chrypkę.




Ela z Klarą uwijały się w kuchni już na kilkanaście dni przed Wigilją, bo w tym roku wypadła na nas kolejka organizacji wieczerzy wigilijnej





W ostatnią niedzielę adwentu ubraliśmy choinkę


Po wieczerzy poczułem się nienajlepiej i odpuściłem sobie pasterkę.
A w drugi dzień świat pozostałem w domu pod pierzyną, a dziś, tj. w piątek idę do lekarza, bo mnie kaszel dusi.

Karmniki zawieszone, ale przylatują jedynie sikorki. Ela stwierdziła chwilową obecność Kowalika- niepotwierdzona.



środa, 13 listopada 2024

Wycieczka do Warszawy

 

Postanowiliśmy w końcu skorzystać z zaproszenia od mojej kuzynki Basi i jej męża Janusza do spędzenia w Warszawie kilku dni. Pojechaliśmy więc we trójkę, Zofia została w domu "na własną prośbę".

Na miejsce dotarliśmy w sobotę około 14 tej. W mieszkaniu panował rozgardiasz za przyczyną czwórki małoletnich bobasków, wnucząt naszych Gospodarzy. Klara doskonale wpasowała się w tę atmosferę, jednakże obiad zjadła w pierwszej kolejności, czyli była bardziej głodna niż chętna do zabawy z rówieśnikami.

 

Wieczorem poszliśmy do Teatru "Kwadrat" na sztukę "Wrócę przed północą" Czarna komedia. Sympatyczna. Widownia wypełniona w liczbie przewyższającej liczbę krzeseł. 





Klara w tym czasie spędzała czas z Kubą i Hanią u mojego chrześniaka Michała. Ledwo udało się ją  stamtąd wydobyć.

 

W niedzielę poszliśmy na mszę do Kościoła pw. s. Stanisława, sanktuarium bł. Jerzego Popiełuszki, a potem na warszawską Starówkę. Ludzi na Starym Mieście multum, albo i więcej. Pogoda: chłodno, bez deszczu, do przeżycia.

 

przy grobie bł. ks. Jerzego


na Placu Zamkowym

z wizytą u Prezydenta- ale Go akurat nie było w domu


Po obiedzie pojechaliśmy do fabryki E. Wedel do nowo otwartego muzeum czekolady. Super, bardzo polecamy.

 

Hello, Czekolada


Makieta Warszawy wykonana z ... czekolady, a jakże

widok z tarasu widokowego fabryki E.Wedel


Na poniedziałek pozostała nam jedna atrakcja: Marsz Niepodległości. Klara jednak jest trochę bojaźliwa i te petardy ją trochę wystraszyły, także jeszcze marsz się nie zaczął, a ona już chciała pójść do domu. Bo w domu, widomo, są kolorowanki a nie ma petard i trąbiących wuwuzeli. Dała się jednak przekonać na tyle, że przemaszerowaliśmy aż przed most Poniatowskiego a  stamtąd podeszliśmy na stację metra Centrum Nauki Kopernik. Zaliczyliśmy jeszcze fotkę z Syrenką. To metro to jednak super sprawa.

 

no, a jakżeby mogło być inaczej

w tłumie zwolenników Marka Jakubiaka

flagi, race i petardy



Metro to jednak super sprawa

We worek po śniadaniu i kawie, około 10:30 pożegnaliśmy swoich Gospodarzy i obraliśmy kurs powrotny. Do domu dotarliśmy na 15tą.



poniedziałek, 4 listopada 2024

Było ciepło, jak na święto Wszystkich Świętych

 Nadspodziewanie ładne było tegoroczne święto Wszystkich Świętych. Co poniektórzy wybrali się na cmentarz w ...krótkim rękawku. My tacy odważni nie byliśmy, ale gaci nie ubraliśmy, czyli można rzec śmiało że "Co ci powiem, to ci powiem: ciepło. Tyz prowda, Hej"




Kolejne dni już takie ciepłe nie były. Od soboty powiało chłodem i to takim z powiewem mroźnym powietrzem. Rano było z minus trzy stopnie.

W niedzielę- w tym roku święto rozciągnęło się na całe trzy dni- odwiedziliśmy rekordową liczbę cmentarzy, bo aż 5. Od Żabna po Porębę Radlną. Razem z Anią i Józefem pomodliliśmy się nad grobami tych wspólnych i osobnych znajomych i zmarłych członków dalszej rodziny. 

Odwiedziliśmy naszych nauczycieli: Romana Hałdzińskiego (Stary cmentarz) nauczyciela Konstrukcji Budowlanych (l. 66), naszą wychowawczynię Krystynę Grzesik (Żabno), nauczycielkę j. polskiego (l. 58), oraz wychowawczynię Zosi z klas 1-3 Agnieszkę Foder-Wal (Tarnowiec) (l. 45). Naszych kolegów ze szkolnych czasów: Zbyszka Żabę (l. 19), Grześka Chrobaka (l. 46) i Julkę Stojak (l.12).


poniedziałek, 28 października 2024

jesienny spacer

 Dawno nie byliśmy na Jamnej. W tym roku to chyba tylko jeden raz, w kwietniu wraz z przyjaciółmi z Podwórka, a drugi raz rowerami z Tarnowa na wycieczce-wyrypce. Ciągle nie mogę zrealizować planów, żeby bywać tam częściej, co najmnie raz na kwartał.


Tradycyjnie po mszy udaliśmy się na spacer naszą klasyczną trasą. Po drodze zebraliśmy kilka grzybków, które zamrożone czekają na zaproszenia na grzybową zupkę.


Pomysł zupki wyszedł z sobotniej wizyty u nas moich kuzynek, które co roku odwiedzają grób swojego taty na cmentarzu w Lusławicach i przy tej okazji i odwiedzają i nas. Więc pojawiła się okazja by ugotować coś innego niż krupnik lub pomidorową. A poniewaz w zamrażarce były jakieś grzybki, więc zupka-krem z mieszanych grzybków bardzo nam posmakował. Zosia wręcz zażądała, żeby takie "lukrecje" pojawiały się na naszym stole częściej. Czyli że grzybki zebrane wczoraj w jamneńskich lasach się nie zmarnują.



RESZTA ZDJĘĆ W:

G A L E R I A


piątek, 4 października 2024

Grzybobranie w Siekierczynie

 W sobotę, 28 września gruchnęła wieść że SĄ. Pojawiły się na Burku w Tarnowie, ktoś widział je w podtarnowskich lasach. Na forum internetowym grzyby.pl też zabłysnęły komunikaty że tu i ówdzie miejscowi wynoszą je koszami z lasów. Nie wszędzie rzecz jasna, żeby nie było aż znowu tak różowo, nie za każdym krzakiem rosły ONE (chociaż komuś nawet podobno wyrasły na przydomowym trawniku i to w ilości dotąd nieznanej). Czyli KTO? Ano, grzyby! Cała grzybiarska brać tylko na taki sygnał czekała. Lasy opanował weekendowy szał grzybobrania. Akurat my byliśmy w sobotę na wycieczce na Ćwilinie i też żeśmy cośz tamtąd przynieśli. Spodziewając się tej gorączki zabrałem koszyczek i nóż i warto było. Naszym łupem padło kilka kozaków i maślaków. Mam z tej wycieczki dwa średniej wielkości słoiczki marynowanych maślaków i trzy słoiki "chrzanowe" marynowanych mieszańców (ceglaki, prawdziwki i kozaczki). I jeszcze mieliśmy kanie na kolacje. 

Postanowiliśmy dać grzybom szansę na odrośnięcie po sobotnio-niedzielnej inwazji i wybraliśmy się we wtorek w rejon Jamnej, konkretnie do Siekierczyny, niedaleko skały Wieprzek na Pogórzu Rożnowskim. Kolega Paweł Z. zwany "Starym" był w tamtym rejonie w niedzielę (w dolnych partiach, w Jastrzębiej) i raczej kicha. Za to w sobotę w lasach pomiędzy Jamną a Bukowcem ojciec naszej pani Donaty w trzy godziny samotnie wycharatał dwa kosze idealnych prawdziwków. Czyli informacje były sprzeczne. 

Zaryzykowaliśmy jednak. Trochę nas zmroziło rano- i to dosłownie- bo rano mieliśmy szron na samochodowych szybach i na termometrze o 6 rano było ZERO. Dla grzybów słabo. Początek grzybobrania nie był zachęcający. Dużo samochodów na parkingu jak na wtorek i na początek same ceglastopore. Dopiero jakżeśmy weszli w paryje to się trochę ruszyło. Po dwóch godzinach mordęgi i walki ze stromymi zboczami wróciliśmy z setką grzybów: 1/3 prawdziwki i 2/3 ceglastych i nieco podgrzybków. Poszło suszenie na dwie suszarki, marynowane ceglaki (nigdy nie marynowałem, nie wiem co z nich wyjdzie, ale to grzyb klasy borowik, tylko ciemny, powinien w smaku nie odbiegać więc od borowikowego standardu). Dalej mamy marynowane prawdziwki, suszone prawdziwki i ceglaki i zamrożone prawdziwki i sos z maślaków na obiad. Na razie wystarczy. Do tzw pełni grzybowego szczęścia brakuje mi rydzów. Konkretnie rydzów po kaszubsku. W ubiegłym roku zmaściłem zalewę i wyszła niedoprawiona "kiszka" smakowa. Sam musiałem w ciągu roku te słoiki zmęczyć.









P.S. Po tym grzybobraniu Eli odezwał się kręgosłup. Już wcześniej ją coś bolało, ale ta wyrypa po paryjach dała się jej we znaki. 

Ja też wczoraj byłem u traumatologa z wynikami mojego rezonansu i nie najlepiej to wygląda, chociaż lekarz powiedział, że jak na takie wyniki to i tak dobrze wygladam i funkcjonuję. Zalecił rehabilitację (jakieś ćwiczenia Mc Kenziego) a w przyszości nie wykluczona operacja.

poniedziałek, 30 września 2024

I co?

 Minął miesiąc od poprzedniego wpisu. Dziewczyny chodzą do szkoły. Zofia była na szkolnej wycieczce trzydniowej w Gdańsku. Wróciła nieco przeziębiona i przeleżała w domu 4 dni.

W ostatnią sobotę byliśmy na wycieczce na Ćwilinie. Tu relacja

Mam już zakończoną relację z wakacji w Łodzi



Teraz w kolejce na relację czeka wycieczka na Prehybę.

Jutro wybieramy się z Elą na grzyby.

We czwartek idę do ortopedy po rezonansie parti lędźwiowych kręgosłupa.

piątek, 30 sierpnia 2024

w sprawie kontuzji i kota.

 Wczoraj miałem badanie usg mięśnia, który mnie sieknął. Oprócz usg lekarz zbadał manualnie, powyginał mi nogi w górę i w dół, w prawo i w lewo i wyszło że nie jest to wina w mięśniu, tylko prawdopodownie w kręgosłupie. Mam skierownie na rezonans partii lędźwiowych kręgosłupa

Kotka Joy została we wtorek wieczną panną. Czuje się dobrze.

sobota, 24 sierpnia 2024

po sierpniowym długim weekendzie

 W sprawie weekendu sierpniowego sprawa potoczyła się zgoła inaczej niż było we wszystkich planach. W końcu poszliśmy na Przechybę. Opisałem to szczegółowo- może nawet za bardzo- na blogu wycieczkowym.


W sumie wycieczka udana. 


Po powrocie w sobotę do domu odkryłem na obu nogach, na podudziach krwawe bąbelki. "Coś mnie kurde ugryzło"- pomyślałem i z tą myślą poszedłem spać. W niedzielę jednak lewa noga spuchła i zrobił się duży krwiak, do złudzenia przypomijący te na nogach mojej mamy cierpiącej na zakrzepicę i okresowe zapalenia żył. A u nas to choroba rodzinna. "Kurde, dopadło mnie w końcu"- to kolejna myśl dzięku której w poniedziałek zadzwoniłem na teleporadę i dostałem skierowanie na stosowne badania krwi. Od wtorku do czwartku codziennie chodziłem do lekarzy, ale na szczęście obawy o zakrzep się nie potwierdziły. To zapalenie tkanek miękkich, być może faktycznie od jakiegoś ugryzienia. Wracając we czwartek od lekarza podbiegłem do autobusu i znowu mnie sieknęło w prawym udzie. Zerwanie włókien mięśnia trójgłowego- tak orzekła pani Gabrysia, rehabilitantka Klary, która w piątek zrobiła mi okropnie bolesny masaż i akupunkturę. Jutro mam odczuć wyraźną poprawę. We czwartek kontrolne USG mięśni i wtedy się okaże czy będę mógł dalej prowadzić aktywny tryb życia.

Wczoraj powstał drugi odcinek filmu z wczasów w Łodzi


poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Wakacje wciąż trwają

 Film z wczasów w Łodzi jest w trakcie realizacji. Narazie powstała pierwsza część z dwóch pierwszych dni. Montaż trochę mi się nie udał, jakoś nie mam serca do tego filmu. Dwa dni a już trwa ponad 15 minut, chociaż w pierwotnym zamiarze miał to był zlepek scen w montażu dynamicznym, ale nie bardzo mam na to materiał.


Po powrocie z wczasów byliśmy na wycieczce na Kamionnej, a tydzień temu na Ponidziu.

A na połowe sierpnia planowaliśmy jechać w słowackie Tatry Zachodnie. Zosia wyrażała umiarkowaną ochotę na wycieczkę w wyższe partie Tatr. Postanowiłem więc zabrać ją na grań Rohaczy, gdzie może doznać wyższych wrażeń z chodzenia po górach aniżeli z dotychczasowych doświadczeń w Beskidach. Zarezerwowaliśmy nawet miejsce w Chacie Koziar w stóp Tatr w wylocie Doliny Żarskiej. Stąd na Rochacze było 4 godziny i ....1500 metrów podejścia. Zejście kolejne 4 g, więc wycieczka już bardziej niż Solidna. Na taką propozycję Zosia postawiła veto i odwołaliśmy rezerwację. 


W zastępstwie wykorzystałem przygotowany plan na jesień w postaci dwudniowej wycieczki z Mszany Dolnej przez Ćwilin do schroniska pod Śnieżnicą. Tam nocleg i powrót do Mszany przez Kasinę i Lubogoszcz. Jak przedłożyłem tę propozycję Eli jako zamiennik za Tatry, to z kolei Ona zaprotestowałą, że dla Klary takie dwa dni po 12 kilometrów to za dużo i za ciężko. Więc propozycja spadła  z wokandy. 


Znalazłem trzy dniową wycieczkę w Beskich Żywiecki: z Sopotni na Halę Miziową (3 g.), z Miziowej na Rysiankę (3 g.) i powrót też ok 3 g do Sopotni. Trzy wycieczki po 3 g/dzień plus dwa noclegi w schroniskach. Ceny w tych schroniskach zabójcze: Na miziowej w pokoju 4 osobowym z łazienką: 100 zł/os a na Rysiance: 80 zł/os. Razem taki wypadzik wyniósł by nas tylko w noclegach 700 zł. Ale co tam, dostałem podwyżkę z wyrównaniem od lipca, więc nas stać. Ale guzik, w schroniskach brak miejsc. Są, ale w "zbiorówkach" bez łazienki. Na to Rodzina się nie pisze. Zresztą znając Klarę i jej różnorakie zapędy sam nie byłbym za tym, żeby dzielić pokój z przypadkowymi osobami. I tak kolejna propozycja wzięła w łeb. 


Teraz mam wymyślić trasę na rower z wykorzystaniem kolei. Eh, kurde!


W piątek podczas biegania doznałem trzeciej w tym roku kontuzji. Po dwóch "kolanach skoczka" ścięło mi któregoś mięśnia w udzie, tak że teraz ściąga mi całą nogę, tak że słabo chodzę. Mam już skierowanie na USG, ale na kiedy konsultant PZU i gdzie znajdzie mi ambulatorium, tego nie wiem  

czwartek, 18 lipca 2024

Wczasy w Łodzi- dzień dziewiąty i dziesiąty

 Chcieliśmy jeszcze odwiedzić dwie atrakcje: Muzeum "Dętka" (nieczynny kolektor ściekowy zamieniony w ekspozycję muzealną z dziedziny techniki miejskiej), oraz ulicę Żywioły- taki ciąg gier i zabaw dla dzieci w Centrum EC1. Ale oba były w poniedziałki nieczynne, a Dętka to nawet i we wtorek była zamknięta. Poniedziałek przeleciał więc nam "między palcami" i niczego już nie zwiedziliśmy. Poszlajaliśmy się po Manufakturze, gdzie Zofia kupiła sobie jakieś fatałaszki, a Klara pobawiła się na darmowym placyku zabaw.


Wtorek był naszym ostatnim dniem w Łodzi, chociaż pobyt mieliśmy opłacony do środy do g. 11. Otrzymaliśmy zaproszenie od naszych przyjaciół z Klubu Łosia Iwony i Artura do spędzenia kilku dni w ich domu na łowickiej wsi. We wtorek więc przed godziną 15 zwinęliśmy się i pojechaliśmy do ... Zgierza, na wizytę u innych klubowiczów z Klubu Łosia, Hani i Sławka. Po przegadaniu kilku godzin, zjedzeniu pizzy i słodkości przemieściliśmy się wsi Rulice koło Łowicza. Tam spedziliśmy czas na słodkim "nicnierobieniu" (oprócz odwiedzin w pobliskim pałacu Marysienki Walewskiej w Walewicach). Pałac niestety nie jest udostępniony publicznie, więc obeszliśmy go dookoła i szybciutko wróciliśmy z powrotem na wieś. We czwartek po śniadaniu obraliśmy kierunek na Tarnów i tuż po 15tej osiągnęliśmy wrota naszego domostwa.

W województwie łódzkim mieszkają jeszcze inni znajomi w Klubu Łosia. W Sieradzu mieszka Mirek z Olą i Darek z Asią, ale brakło nam niestety czasu aby ich odwiedzić. Pozdrawiamy jednak ich serdecznie a Hani, Sławkowi, oraz Iwonie i Arturowi dziękujemy za gościnę.

niedziela, 14 lipca 2024

Wczasy w Łodzi- dzień ósmy

 Niedziela. Dzień rozpoczynamy śniadaniem z parówką w roli głównej. Na mszę udajemy się jak w ubiegłym tygodniu na 9:30 do Antoniego Padewskiego. 


Później nareszcie do Parku Wodnego FALA. Klara po kilka razy dziennie szeptała nam na ucho "Park Wodny". Musieliśmy jednak odkładać tę wizytę, z przyczyn fizjologicznych, a mieliśmy kupiony bilet łączony ZOO z FALĄ i dziś był ostatni dzień w którym mogliśmy ten łączony bilet wykorzystać. Park Wodny gigantyczny, "rury" rozmaite i strasznie dużo. Niedziela jednak to najpopularniejszy dzień w całym tygodniu, o czym oczywiście wiedziliśmy na podstawie statystyk zamieszczanych w Google Maps. Trudno, nie dało się wcześniej jak było luźniej, trzeba bylo iść wtedy kiedy się mogło. Zosia w tych rur skorzystała, Klara z takich dwóch mniejszych, ja tym razem nie, bo jakoś tak... za duża kolejka (powiedzmy oficjalnie).


Obiad w domu. Potem wyskoczyliśmy w Elą rowerami na Piotrkowską i Stary Rynek.

Pasaż Róży. Domy z elewacją pokrytą mozaiką z kawałków luster



Przerwa na kawę i coś słodkiego


Wczasy w Łodzi- dzień siódmy

 Znowu mam "obsuwę" w relacji z dnia. Wczoraj pojechałem na rower do Konstantynowa Łódzkiego i jak wróciłem to zacząłem w Elą oglądać jakiś film i zapomniałem o relacji.


Nasz siódmy dzień nie był nadzwyczaj obfitujący w atrakcje. Wygląda to na klasyczne "wypalenie wakacyjne". Zaczęliśmy od odwiedzin w Archikatedrze p.w. św. Stanisława Kostki przy Piotrkowskiej. Ale katedra mnie osobiście rozczarowała. Po Archikatedrze w Łowiczu, ta w Łodzi była nadzwyczaj skromna, zarówno w wyposażeniu jak i architekturze. Natomiast Eli się podobała w tej swojej skromnej surowości



Kolejnym akcentem była wizyta w Muzeum Przemysłu Włókienniczego. Bardzo ciekawe stałe ekspozycje: domostwa proletarialtu łódzkiego od końca XIX aż po lata 80-te, maszyny włókiennicze wraz z pokazem pracy zabytkowych eksponatów z XIX wieku. Mistrz Tkacki wprowadzał nas w arkana tkactwa, miałem mnóstwo pytań, a Pan Mistrz szczegółowo-mając na uwadze dyletanctwo słuchaczy-odpowiadał. Niestety nadal nie rozumiem jak powstają tkaniny wzorzyste. Mógłbym wrócić do tego muzem z kolejną porcją pytań.






Na koniec wizyta w Barze Schabowym Domowym tuż przed zamknięciem.




piątek, 12 lipca 2024

Wczasy w Łodzi- dzień szósty

 Dziś w końcu wybraliśmy się na słynną ulicę Piotrowską w Łodzi. Zaczęliśmy od zwiedzenia Muzeum Miasta Łodzi znajdującego się z Pałacu Izraela Poznańskiego. Siedziba fabrykanta i twórcy potęgi włókienniczej Łodzi. Pałac robi duże wrażenie, na szczęście znaczna część wystroju wnętrz nie uległa zniszczeniu. 


Następnie poszliśmy do Muzeum Światła. Nie tak dawno byliśmy w podobnym muzeum w Krakowie, w Muzeum Iluzji. Większość atrakcji z łódzkiego muzeum widziliśmy w Krakowie, stąd nie była to dla nas jakaś wyrafinowana atrakcja.


Ostatnim aktem była wizyta w pierogarni Stary Młyn. Osobiście uważam, że jedzenie na Piotrkowskiej to strategiczny błąd.


Pałac Poznańskiego i symbol dzisiejszych miast

Jadalnia

Pałac od strony ogrodów

Kościół p.w. Św. Ducha i początek Piotrkowskiej

jedna z wielu odnowionych kamienic przy Piotrkowskiej


Wczasy w Łodzi- dzień piąty

 Wczoraj nie zrelacjonowałem dnia, bo pojechałem na rower i wróciłem przed 22 i mi się po prostu nie chciało.

Wczoraj był upał straszny. Nawet pod 35st. C. Pojechaliśmy na objazdówkę samochodową i zaliczyliśmy:

1. Łęczyca- zamek Królewski (mieliśmy szczęście bo we czwartki jest tam wejście darmowe, a przed wczoraj darmowe były w Księżym Młynie, czyli Willę Herbsta, Muzeum Kinematografii obejrzeliśmy  przedwczoraj a wczoraj zamek w Łęczycy za darmo).


Baszta

Sala rycerska

widok z baszty na miasto i zamek

2. Archikolegiata w Tumie. Romański mega-zabytek na skalę co najmniej Polski konsekrowana w 1161 (wow!)

Kolegiata z zewnątrz i....

.......wewnątrz

nawa boczna

3. Piątek, miasteczko, siedziba gminy w której w 1966 wyznaczono geometryczny środek Polski. Pomnik pamiątkowy postawiono na ryneczku, ale w rzeczywistości mieści się on jakieś 6,3km w bok.

Z tymi środkami Polski to jest większy problem. Ten w Piątku wyznaczono jakby to był środek ciężkości figury o kształcie Polski. Można taki środek wyznaczyć inaczej, np opisując koło na kształcie polski i środek tego koła to inny "środek". Można wykreślić linie z najdalszych punktów skarajnych i punkt ich przcięcia to kolejny "środek". Takich środków jest kilka.


4. Skansen Wsi Łowickej w Maurzycach koło Łowicza. Super Skansen, warto odwiedzić.







5. Bazylika Katedralna p.w. Wniebowzięcia NMP w Łowiczu podniesona w 1999 roku przez JPII do rangi Bazyliki Mniejszej.

mnóstwo bocznych ołtarzy, wszystkie pozłacane

elewacja frontowa Bazyliki

6. Regionalne jedzenie w restauracji Powroty.

chłodnik zielony

Żeleźnioki z zasmażaną kiszoną kapustą.

Zosia z wypitą już lemoniadą