W sobotę, 28 września gruchnęła wieść że SĄ. Pojawiły się na Burku w Tarnowie, ktoś widział je w podtarnowskich lasach. Na forum internetowym grzyby.pl też zabłysnęły komunikaty że tu i ówdzie miejscowi wynoszą je koszami z lasów. Nie wszędzie rzecz jasna, żeby nie było aż znowu tak różowo, nie za każdym krzakiem rosły ONE (chociaż komuś nawet podobno wyrasły na przydomowym trawniku i to w ilości dotąd nieznanej). Czyli KTO? Ano, grzyby! Cała grzybiarska brać tylko na taki sygnał czekała. Lasy opanował weekendowy szał grzybobrania. Akurat my byliśmy w sobotę na wycieczce na Ćwilinie i też żeśmy cośz tamtąd przynieśli. Spodziewając się tej gorączki zabrałem koszyczek i nóż i warto było. Naszym łupem padło kilka kozaków i maślaków. Mam z tej wycieczki dwa średniej wielkości słoiczki marynowanych maślaków i trzy słoiki "chrzanowe" marynowanych mieszańców (ceglaki, prawdziwki i kozaczki). I jeszcze mieliśmy kanie na kolacje.
Postanowiliśmy dać grzybom szansę na odrośnięcie po sobotnio-niedzielnej inwazji i wybraliśmy się we wtorek w rejon Jamnej, konkretnie do Siekierczyny, niedaleko skały Wieprzek na Pogórzu Rożnowskim. Kolega Paweł Z. zwany "Starym" był w tamtym rejonie w niedzielę (w dolnych partiach, w Jastrzębiej) i raczej kicha. Za to w sobotę w lasach pomiędzy Jamną a Bukowcem ojciec naszej pani Donaty w trzy godziny samotnie wycharatał dwa kosze idealnych prawdziwków. Czyli informacje były sprzeczne.
Zaryzykowaliśmy jednak. Trochę nas zmroziło rano- i to dosłownie- bo rano mieliśmy szron na samochodowych szybach i na termometrze o 6 rano było ZERO. Dla grzybów słabo. Początek grzybobrania nie był zachęcający. Dużo samochodów na parkingu jak na wtorek i na początek same ceglastopore. Dopiero jakżeśmy weszli w paryje to się trochę ruszyło. Po dwóch godzinach mordęgi i walki ze stromymi zboczami wróciliśmy z setką grzybów: 1/3 prawdziwki i 2/3 ceglastych i nieco podgrzybków. Poszło suszenie na dwie suszarki, marynowane ceglaki (nigdy nie marynowałem, nie wiem co z nich wyjdzie, ale to grzyb klasy borowik, tylko ciemny, powinien w smaku nie odbiegać więc od borowikowego standardu). Dalej mamy marynowane prawdziwki, suszone prawdziwki i ceglaki i zamrożone prawdziwki i sos z maślaków na obiad. Na razie wystarczy. Do tzw pełni grzybowego szczęścia brakuje mi rydzów. Konkretnie rydzów po kaszubsku. W ubiegłym roku zmaściłem zalewę i wyszła niedoprawiona "kiszka" smakowa. Sam musiałem w ciągu roku te słoiki zmęczyć.
P.S. Po tym grzybobraniu Eli odezwał się kręgosłup. Już wcześniej ją coś bolało, ale ta wyrypa po paryjach dała się jej we znaki.
Ja też wczoraj byłem u traumatologa z wynikami mojego rezonansu i nie najlepiej to wygląda, chociaż lekarz powiedział, że jak na takie wyniki to i tak dobrze wygladam i funkcjonuję. Zalecił rehabilitację (jakieś ćwiczenia Mc Kenziego) a w przyszości nie wykluczona operacja.
To super Wam poszło z tymi grzybami. U mojej Mamy, podobnie jak u nas, na trawniku przy domu zebrała już bardzo dużo kozaków. Jest dużo drzew na ogrodzie, więc mają dobre warunki. Pozdrawiamy
OdpowiedzUsuń