Dziś byłem na budowie w Krakowie. Po wizji terenowej z całą Komisją-bo Wykonawca, nota'bene koledzy ze Skanska, napotkali trudne warunki gruntowo-wodne przy budowie kanalizacji. Trudne, czytaj: nieprzewidziane. W dokumentacji geologiczno-inżynierskiej nie było mowy o silnym nawodnieniu- przynajmniej mowy wyraźnej. W dodatku kopiemy przy skarpie z jednej strony i właśnie od strony skarpy mamy silne wysięki, przez co skarpa nam zjeżdża do wykopu zaciskając go, a wykop na ok 5 metrów głębokości. Po tej wizji poszliśmy do biura budowy i tam nagle dostałem boleści. Nie upadłem jednak na podłogę, tylko chwilę pocierpiałem i powiedziałem że mam sytuację podbramkową i musimy już jechać. Dopadł mnie klasyczny atak kamicy nerkowej. Ostatni taki atak miałem podczas wakacyjnego pobytu na Mazurach. Wtedy ataki trwały krótko i szybko przeszły. Ledwo wróciłem do biura, a potem ledwo dowlekłem się na dworzec kolejowy. Po drodze kupiłem Nospę i Buskopan, zażyłem 2x Buskopan i jak usiadłem w pociagu, to czułem jak mi puszcza. I narazie da się żyć, choć czuję takie "ćmienie" w lewym (najczęciej mam w lewym) boku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz