Nie wiem jak to jest, ale chyba znowu wakacje się zbliżają. Znowu dzieciarnia będzie całymi dniami wysysać z nas (gł. jednak z Eli) wszelkie soki życiowe. Pewnie za dwa tygodnie Ela zatęskni do czasów, gdy przynajmniej w ciagu dnia miała kilka godzin spokoju, gdy dzieciarnia siedziała w szkole. Jeden plus będzie miała taki, że nie będzie wstawała równo ze mną o 5:08. A mi przypadnie w udziale robienie sobie wieczorem kanapek do pracy na drugi dzień.
We środę wieczorem Klara zagorączkowała. Nie poszła więc we czwartek, ani w piątek do szkoły. Dobrze, że chociaż w piątek, w święto Serca Jezusowego poszliśmy na mszę i na sypanie kwiatków. Kwiatki zebrałem już w poniedziałek, więc w piątek część z nich było lekko nadgnita, ale i tak żeśmy je rozsypali w procesji.
Zofia we czwartek była na wycieczce klasowej w Szczawnicy. Wróciła około 18 i była "...taka strasznie zmęczona", że nie poszła w piątek do szkoły. Zresztą tak samo "zmęczona" była większość jej klasy. Edukacja jednak schodzi na psy. Nawet jak już mają wystawione oceny i jest po konferencji, to ich to nie zwalnia z obecności w szkole na lekcjach- jakie by one nie były. Ale kurna, ja tu nie mam nic do powiedzenia.
Wakacje planujemy w Lubuskim i w Karkonoszach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz