.
piątek, 31 stycznia 2025
poniedziałek, 13 stycznia 2025
Zimowy weekend
Mamy w końcu jakąś zimę za oknem. Przykurzyło śniegiem, zwiało wiatrem, zamroziło całymi dwoma stopniami mrozu, czyli zima trzyma. Może potrzyma kilka dni, a potem jak zwykle. Nie ma jednak co marudzić.
Zebrałem się i wybrałem na wycieczkę z PTTK Azoty na Ski Arenę w Krynicy Słotwinach. Przewidywania niektórych Starszych Kolegów nie sprawdziły się, bo żadna "flaszka" nie "pękła" podczas podróży autokarem. Ani w jedną, ani w drugą stronę. Po prostu kulturka jak się patrzy. Tamte czasy, gdy flaszki zaczynały pękać tuż po zamknięciu klapy bagażnika z nartami, a przed wrzuceniem jedynki przez szofera dawno już minęły. Z pętli w Mościcach wyjechaliśmy o g. 7:15, i na miejsce dotarliśmy ok. 9:30.
Na miejsce tzn. na górny parking na wprost kas biletowych. Jest tam blokowane miejsce specjalnie dla autokaru z PTTK Azoty. O 9:40 wszedłem bramką na wyciąg. Koszt wyjazdu 60 zł, koszt karnetu 6 godzinnego 90 zł. Co przy cenie w kasie 150 zł, staje się wyjazdem bardzo ekonomicznym. Pogoda była znośna, jednak przez wiatr było trochę zimno, ludzi umiarkowanie.
Zjechałem 30 razy z jedną małą przerwą na konsumpcję domowych kanapek. Miałem w planie zjedzenie czegoś na ciepło, ale szkoda mi było czasu. Wolałem jeździć, bo warunki były niezłe, a stok pustawy. Raz się wywaliłem, niegroźnie, po prostu narta mi przykantowała i poszedłem ślizgiem na lewym boku kilka metrów po śniegu. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem taką "przygodę"
W niedzielę zapisaliśmy na g 16 Klarę na lekcję jazdy u p.
Szczepana na Jurasówce. Śnieg prószył cały dzień ze zmienną intensywnością. U
nas raczej straszył tym sypaniem, niż faktycznie sypał. Ale im dalej na
południe, tym mniej straszył, a więcej sypał. Już podjazd pod Lubinkę w
Dąbrówce Szczepanowskiej był sympatyczny. Nie zdecydowałem się jechać przez
Wał, lecz pojechałem dookoła przez Wróblowice. Po skręcie w lewo na
skrzyżowaniu znak nakazu nakazywał użycie łańcuchów na drodze pokrytej
śniegiem. Cholera, a ta droga cała biała! Nic to jedziemy. Im wyżej tym gorzej.
Przez las jeszcze jako tako, wiadomo w lesie śniegu mniej, jest cieplej i nie
nawiewa z boku. Na otwartej przestrzeni drogi prawie nie widać, nikogo zresztą
nie widać. Podjazdy strome, wyłącznie dwójka w użyciu, czasem nawet jedynka. Wg
GPS mamy jeszcze dwie minuty do wyciągu, ostatni zakręt i ostatni podjazd i...
wyjeżdżam zza zakrętu i widzę dwa auta jak na wstecznym cofają się z podjazdu
nie łapiąc przyczepności, a z góry dwa kolejne chcą zjechać na dół, a droga na
dwie koleiny, jak trasa na orczyku. Ktoś tyłem chce wmanewrować w otwarty wjazd
na podwórko, ledwo nie wsuwa się do fosy. Wrzucam wsteczny i zaczynam uciekać,
ale koła jak na płozach idą tam gdzie same chcą, tylko dlaczego do tej samej
fosy? Krótkie gazowanie na minimum i wychodzimy na środek traktu, chowam się
za tym zakrętem, za mną jadą następni i widząc mnie wyłaniającego się zza
zakrętu na wstecznym uciekają - nie może nie w popłochu- ale zawsze. Ela idzie
na rekonesans.
Po chwili podchodzi do mnie młody chłopak i oferuje pomoc-
chce dociskać maskę żebym złapał tarcie i zaczął jechać. Wyprowadzam go z
błędnej oceny sytuacji (bo on nie wie co się dzieje kawałek wyżej za tym
nieszczęsnym zakrętem), więc On też idzie się zorientować w sytuacji powyżej.
Ela wraca, sytuacja nie wygląda dobrze. Jeden z samochodów powyżej o mały włos
nie ześlizgnął się samoczynnie do rowu (kierowcy nie było w środku, coś
załatwiał z innymi kierowcami na zewnątrz), a w środku dzieci i żona w krzyk.
Masakra. W końcu jakoś te próbujące podjeżdżać samochody udrożniły drogę tym
jadącym z góry i otworzyła się przestrzeń do jazdy. Chłopaki schodzące z góry
mówią coś jakimś pied...lym lodzie i stromiźnie jak na Evereście. Kurna, sam to
musze sprawdzić! Idę. Faktycznie ślisko, ale było niedawno sypane grubym
kamieniem, który częściowo jeszcze daje jaką nadzieję na złapanie przyczepności
przy umiejętnej jeździe. Tylko faktycznie nachylenie jest .... stromawe. Jedzie
gość. Zobaczymy! Guzik... nawet nie zaczął pokonywać najstromszego kawałeczka i
już buksuje. A nawrócić nie ma jak, a zjeżdżanie do tyłu na płozach- mało
fajne. Rezygnujemy, zwłaszcza że już wcześniej "czując pismo nosem" odwołaliśmy
pana Szczepana.
Zawracam na sześć razy na drodze i wracamy "na tarczy" do domu. Jak się okazało do parkingu zabrakło nam 433 metrów w lini prostej.
środa, 8 stycznia 2025
Po Sylwestrze i po święcie Trzech Króli
Dzieciom znowu się udało mieć dwa tygodnie wolnego. A już nadciągają zimowe ferie- kolejne dwa tygodnie laby. Na ferie w pierwszym tygodniu wybieramy się do Wisły.

Nowy Rok powitaliśmy klasycznie, a więc w ... szlafrokach.
W "Trzech Króli" tradycyjnie u Hani i Pawła spotkaliśmy się na corocznym kolędowaniu
W sobotę, 4 stycznia pożegnalismy siostrę mojej mamy, ciocią Danusię. Przeżyła 92 lata, odeszła cicho i spokojnie, tak jakby "wyczerpały się jej baterie". Mieszkała w Tychach, ale pochowana została w Zakliczynie, w grobowcu rodzinnym jej męża, który nie żyje od 36 lat.
W niedzielę 5 stycznie bylśmy z Klarą na lekcji nauki jazdy na nartach na Jurasówce.
Aha, moja poświąteczna wizyta u lekarze w przychodni przyniosła wolne pomiedzu Świętami a Nowym Rokim. Skutki jednak odczuwam do dziś. Kaszlę
W sprawie karmnika odezwała się znowu sąsiadka z dołu. Tym razem nie przyszła do mnie, tylko złożyła skargę w Spółdzielni. Ponoć ptaszki robią jej kupki na balustradzie i zaśmiecają balkon łupkami ze słonecznika. Po rozmowie z Nią, przewiesiłem patyk w karmnikami na stronę mojego balkonu. I to jest moje ostatnie ustępstwo w tym temacie.