Dziś pierwszy dzień wiosny. Kalendarzowej, bo za oknem nadal jakby zima, dziś rano sypało śniegiem.
Dwa razy byłem na nartach. "Na nartach" brzmi dumnie, ale to tylko Jurasówka. Wyskoczyłem w dwa kolejne poniedziałki po pracy na dwadzieścia zjazdów. Ostatnie cztery tygodnie "coś po nas łaziło" Zośka nawet przez dwa tygodnie nie chodziła do szkoły, tzn zaczynała chodzić, ale jakiś albo kaszel, albo katar kazał nam przerywać tę edukację. Zwłaszcza, że nauczyciele kręcili nosami na jej smarkanie i sadzali ją w ostatniej ławie zrzymając się na nieodpowiedzialnych rodziców, co to dzieci chore do szkoły przysyłają.
Mnie kaszel trzymał przez cztery niedziele, takżeśmy nawet do kościoła na niedzielne msze nie chodzili, żeby ludzi nie straszyć. Dopiero lekarka przepisała mi jakieś sterydy wziewne dla chronicznych astmatyków i przeszło. Czyżby już takie choroby? Ehhh nieprawda, norwescy biegacze dzięki takim sterydom medale zdobywają.
Teraz na Ele przyszło, bo od wczoraj jakoś snuje się po chałuie i na ból głowy i brzucha narzeka. Orzechówką domowej roboty ją napoiłem (siebie przy okazji profilaktycznie także) coby nudności odroczyć.
Klarcia wczoraj była na wizycie u cioci Eli i po raz pierwszy obyło się bez płaczu i bez pomocy mamy, Sama siedziała na fotelu i oglądała sobie swoje ząbki. Wszystko ładnie, tylko niteczką musimy czyścić. Taki nakaz od cioci, ale dziś Klarcia padła po kapieli zanim zdążyła nie tylko ząbki umyć, ale i kolację zjeść, więc z niteczkowania dziś nici.
Ze spraw ogólnych, to zmieniliśmy samochód, Zamieniliśmy nasze dwie skody na jednego VW Golfa Sportsvana. Do roboty dojeżdżam pociągiem- jak dojeżdżam, bo już pięć tygodni jak na zdalnym jestem, więc drugie auto nie jest niezbędne, a dwa samochody ciężko jest nam utrzymać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz